wtorek, 9 sierpnia 2016

#4 PODSUMOWANIE MIESIĄCA: LIPIEC

Lipiec był dość zakręconym miesiącem – minął w mgnieniu oka, zupełnie nie zauważyłam, kiedy zaczął się sierpień. Myślę jednak, że trochę odpoczęłam. Udało mi się spędzić sympatyczny weekend w Gdańsku oraz po latach przerwy zwiedzić Zakopane z rodziną. Odespałam stres związany z sesją letnią na uniwersytecie i wreszcie usiadłam do książek, których praktycznie w maju i czerwcu nie ruszałam. Czuję, że wciąż jestem strasznie do tyłu z moim wyzwaniem czytelniczym (góra z przeczytanych książek ma być Twojego wzrostu). Wysoka nie jestem, ale fatalnie mi szło. Dlatego byłam miło zaskoczona, gdy zobaczyłam ile tytułów udało mi się przeczytać w lipcu.

  1. Zanim się pojawiłeś – Jojo Moyes
    Ten tytuł rozpoczął mój czytelniczy lipiec i niestety był lekkim zawiedzeniem. Spodziewałam się wyciskacza łez, po którym będę miała problem z uspokojeniem zszarganych nerwów, a dostałam irytującą jak zwykle główną bohaterkę i upartego Willa, którego naprawdę chciałam polubić. Wciąż waham się, czy obejrzeć ekranizację, ponieważ czasami muzyka przemawia do moich emocji mocniej niż słowa. Pożyjemy, zobaczymy.
  2. Baśnie japońskie – Yei T. Ozaki
    Krótka książeczka, którą zaczęłam już w czerwcu, ale egzaminy nie pozwoliły mi jej skończyć. Kultura Japonii fascynuje mnie już od jakiegoś czasu, więc możliwość przeczytania fundamentów wielu współczesnych powieści bardzo do mnie przemawiała. Baśnie są urocze, z morałem, dobre na chłodne wieczory spędzone pod kocem.
  3. Ósme życie (dla Brilki) – Nino Haratischwili
    Mój definitywny faworyt tego roku jak dotąd, o którym więcej rozpisałam się w recenzji. Link zostawiam Wam, o, tutaj!
  4. Wegetarianka – Han Kang
    Kolejna książka z Azji i z kolejnego kraju moich na razie niespełnionych marzeń podróżniczych. Piękna, choć trudna lektura o tym, jak fatalna w skutkach może się okazać podjęta decyzja zmiany. Han Kang w nietypowy, bo jednocześnie subtelny i obcesowy, sposób porusza problemy społeczne, psychiczne, a także seksualne.
  5. Archiwum Herosów – Rick Riordan
    Moja gimnazjalna miłość, którą muszę nadrabiać, jeśli chodzi o dodatki. Wujek Rick pisze książki tak szybko, że rzadko nadążam z kupowaniem, bo przecież jest jeszcze standardowo milion innych tytułów, które chciałabym przeczytać. Archiwum jest króciutkie, kochane i ma wszystko to, czym Riordan lubi w swoich tytułach serwować.
  6. Drużyna Pierścienia (Władca Pierścieni, tom 1) – J. R. R. Tolkien
    Moje prywatne, wakacyjne wyzwanie. Będę szczera, nigdy wcześniej Tolkiena nie czytałam. Próbowałam się kiedyś z nim zmierzyć w gimnazjum, ale szybko się poddałam. Myślę, że dopiero teraz, zmotywowana i bardziej dojrzała dam sobie radę. Za mną już dwa tomy i jak tylko skończę aktualną lekturę, biorę się za Powrót Króla. Trzymajcie kciuki, abym dała radę. Powiem krótko – nie jest tak źle, jak ludzie mówią. Poważnie.
  7. Greccy Bogowie wg Percy'ego Jacksona – Rick Riordan, John Rocco
    Kolejny raz wujek Rick na mojej liście i po raz kolejny jestem nim zachwycona. Połknęłam dosłownie w jeden dzień, tak bardzo nie mogłam się oderwać. A więcej moich peanów znajdziecie tutaj!
  8. Uwięziona w bursztynie – Diana Gabaldon
    Na koniec lekkie oszukaństwo, bo skończyłam tę książkę w nocy, z 31 lipca na 1 sierpnia, ale no nic. Drugi tom słynnej sagi pani Gabaldon, który może nie dorównuje poziomem pierwszej części, ale zdecydowanie jest wart uwagi. O matko, już tęsknię za Jamiem. Do poczytania tutaj!


No, skończyłam. Trochę tego w lipcu się nazbierało, jestem więc z siebie niezmiernie dumna, bo zaczął się sierpień, a ja jakoś tak bardzo powoli znowu czytam. Ale to chyba wina książek, jakie sobie wybrałam. Czytaliście coś z tego, co znalazło się na liście powyżej? Co o nich sądzicie? Ile Wam udało się przeczytać w lipcu? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu.
Postaram się, żeby coś z tej listy jeszcze znalazło się w tym miesiącu na blogu. Czekam jeszcze na jedną paczkę i planuję coś, co wszystkie książkoholiki lubią najbardziej, czyli book haul. Zastanawia mnie jednak w dalszym ciągu forma, w jakiej chciałabym to zrobić. Filmik? Zwykły opis ze zdjęciami? Macie jakieś pomysły? Napiszcie mi, co chcielibyście zobaczyć.

Łapcie mnie na facebooku, lubimyczytać i instagramie.
Buziaki!

piątek, 5 sierpnia 2016

#3 UWIĘZIONA W BURSZTYNIE - DIANA GABALDON

Macie czasem ochotę cofnąć się w czasie? Móc zobaczyć jak żyli ludzie kilkaset lat wcześniej, być świadkiem wydarzeń rozgrywających się dla nas wyłącznie na kartkach podręczników do historii? Ja mam, nawet całkiem często. Głównie dlatego, że jest zbyt wiele miejsc i okresów, które chciałabym zobaczyć. Zaczynając od starożytnego Rzymu, przez renesansowe Włochy, carską Rosję i rewolucyjną Francję, kończąc na drugiej wojnie światowej i Ameryce lat 60. XX wieku. Mknęłabym jak duch, patrząc z boku.
Nie zawsze jest to jednak możliwe. I boleśnie przekonuje się o tym Claire Randall-Fraser, która swoją obecnością w przeszłości może zmienić losy Szkocji.

Jest rok 1968. Claire Randall powraca wraz z dorosłą córką Brianną do Szkocji. Tu pragnie wyznać prawdę równie zaskakującą, jak wydarzenia, które ją zrodziły: prawdę o starodawnym kręgu kamiennym, miłości przekraczającej granice czasu i szkockim wojowniku Jamesie Fraserze.
Ale jest też rok 1745. Claire udaje się do Paryża, aby zapobiec skazanemu na klęskę powstaniu w Szkocji pod wodzą księcia Karola Stuarta. Chce ocalić córkę i mężczyznę, którego kocha. Czy jej się to uda?

Obcą czytałam rok temu, udając że uczę się do sesji letniej na pierwszym roku studiów. Wyszło mi to chyba na dobre, ponieważ zdałam ją podejrzanie łatwo, a ponadto dobrze bawiłam się przy lekturze. Z tego co się zorientowałam, każdy kolejny tom po drugiej części ma już ponad 1000 stron, co brzmi jak nie lada wyzwanie. Aczkolwiek, po drugim tomie, jestem niemal pewna, że serię kontynuować będę.

Nie będę ukrywać, że Uwięziona w bursztynie nie jest książką najwyższych lotów. Styl Gabaldon jest przyjemny, powieść czyta się naprawdę szybko i strony mijają w mgnieniu oka, a to spora cegiełka. Nie wymaga on jednak od czytelnika zbyt wiele uwagi na drobne szczegóły, ponieważ fabuła choć pełna akcji, nie jest mocno skomplikowana. Początkowo czułam się zagubiona zaczynając czytanie, ale to wina przerwy między książkami w moim 'rozkładzie jazdy'.
Nie jest też lekturą dla osób, które wątek romantyczny uznają za zbędny w powieści. Relacja Claire i Jamiego opiera się na wielu czułych słówkach, fizyczności i obecności drugiej osoby. Nie można powiedzieć, że to tylko romans. Tych dwoje łączy więcej niż widać na pierwszy rzut oka, ich związek jest głębszy i wydaje mi się, że również w tym tomie dojrzalszy. Lubię tego spokojniejszego Jamiego, wyjątkowo wydaje mi się, że to Claire ma większy temperament. Zaskakujący efekt jak na Angielkę.

Diana Gabaldon zręcznie wplata swoje wątki w historię Anglii i Szkocji osiemnastego wieku. Moja znajomość tego okresu jest niestety dość znikoma, więc przyjemnością było móc zagłębić się w ten temat z taką dokładnością. Do gustu przypadło mi również poczucie humoru bohaterów, niewymuszone, zadziorne i całkiem sarkastyczne. Dokładnie takie, jakie lubię.

Po raz kolejny utwierdzam się także w przekonaniu, że postaci drugoplanowe są niekiedy lepiej rozrysowane niż te główne. Stąd też moja sympatia do mrukliwego, gburowatego Murtagha oraz energicznego i bezczelnego Fergusa. Naprawdę ciężko ich znielubić. Doskonale równoważą drobne ubytki w kreacji Jamiego i Claire.
Autorka po raz drugi mile mnie zaskakuje, tworząc kobiece bohaterki. Nie są to ani przekoksowane do bólu bohaterki mogące zrobić wszystko ot tak, ani puste, bezwolne panienki myślące tylko o przelotnym romansie. Naczytałam się ostatnio książek pełnych kiepskich kobiecych wzorców, dlatego Claire i jej historia była doskonałą odskocznią. Jest odważna, wciąż zdezorientowana w nowym, otaczającym ją świecie, ale mimo tego daje sobie świetnie radę. Mniam.

Do kontynuacji serii zawsze staram się podchodzić z pewną ostrożnością, ponieważ często są one nietrafione i nastawione niestety tylko na komercję. Rzadko udało mi się pokochać kolejne części bardziej niż otwierające tomy. Uwięziona w bursztynie nie jest tym wyjątkiem. Wciągnęła mnie mniej niż Obca, ale nie uważam, że to zła książka. To dobra kontynuacja, ale nie rzucająca na kolana. Polubiłam jednak bohaterów i fabułę, dlatego na pewno sięgnę po trzeci tom. A potem? Kto wie. Jestem zadowolona, że sięgnęłam po tę serię. Polecam, bo warto dla samej fabuły.

wtorek, 2 sierpnia 2016

#2 Ósme życie (dla Brilki) - Nino Haratischwili

Uwielbiam czekoladę. Niemal w każdym wydaniu, gardzę tylko wersją z bakaliami, bo od małego nie mogę ścierpieć smaku rodzynek. Gdyby kazano mi wybrać jedyną słodycz, jaka miałaby pozostać na świecie, bez wątpienia byłaby to czekolada (nie wiem czy colę można do tego zaliczyć). Nigdy nie przemawiała do mnie wersja, jakoby słodycze miały poprawiać humor – dla mnie sam smak sprawia więcej radości. Nie wspominając już o coraz to bardziej fantazyjnych kształtach i opakowaniach, na jakie możemy się natknąć. Szkoda, że jestem na diecie. Osładzam sobie życie dobrymi książkami, skoro tylko to mi zostało.


Jest początek XX wieku, a w rodzinie Jaszi na świat przychodzi Stazja, córka gruzińskiego wytwórcy czekolady. W carskiej Rosji dzieje się wiele, nadchodzi rewolucja, a z nią ogromne zmiany. Cała rodzina Jaszi zostaje wplątana w wir wydarzeń. Muszą robić wszystko, by przetrwać. Poszukują swoich tożsamości, próbują odnaleźć się w nowych realiach. Dorastają, uczą się na błędach. Pragną miłości i zrozumienia. Jedyną rzeczą, która może ich ukoić w tych niespokojnych czasach jest gorąca czekolada według przepisu ojca Stazji. Czy jednak jeden napój może zmienić wszystko?

Nie ukrywam, że pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę na tę książkę była okładka. Nie jestem fanką gryzących się kolorów, ale ta żółć i niebieski w jakiś dziwny sposób idealnie się łączą. Szybki rzut okiem na opis z tyłu i wiedziałam, że chcę to przeczytać.

Dwa słowa – jestem zachwycona. Chcę więcej. Dosłownie rzucę się na drugą część, kiedy ta wyjdzie, z tego co dobrze pamiętam, w okolicach października. Dawno nie miałam okazji przeczytać powieści, która tak mocno by mnie wciągnęła. Siedziałam nad nią godzinami, kompletnie wyłączając się ze świata. Nie był mi potrzebny, skoro miałam Stazję i resztę rodziny Jaszi.
Bohaterów jest multum, jednak każdy z nich wykreowany i przedstawiony tak, że ciężko ich pomylić czy o kimś zapomnieć. Haratischwili dobrze wie, jak zaciekawić czytelnika, by kilka stron później zaskoczyć go nową postacią. Można się z nimi utożsamiać, można nienawidzić, ale mimo to gdzieś tam z tyłu głowy pozostaje nieodparte wrażenie, że tak musi być. Wraz z bohaterami przemieszczamy się z pokolenia na pokolenie, poznajemy ich zmiany w spojrzeniu na świat i próby dostosowania się. Są ludzcy, mają swoje pragnienia i wady. Popełniają błędy. Niestety okres w jakim przyszło im żyć zmusił ich do wielu zachowań, niezależnie od ich wiary czy poglądów. Są tragiczni, zdesperowani, a w tym wszystkim piękni.
Lubię i doceniam historie dobrze dopracowane. Gdzie szczegóły faktycznie się zgadzają, a autor robi sobie dokładny research na temat, który ma zamiar poruszyć. Specjalistą od historii Rosji nie jestem, ale coś tam z liceum pamiętam. Przyjemnością więc było czytać powieść z zadbanymi szczegółami. Nie zwróciłam uwagi na jakiekolwiek błędy logiczne czy historyczne. Nawet gdyby się pojawiły, prawdopodobnie skwitowałabym je krótkim meh. Fabuła powieści jest zbyt dobra, by przejmować się drobnostkami.
Najlepszym jednak według mnie elementem, który spowodował, że książka została tak dobrze odebrana, jest jej klimat. Kręcimy się ciągle w dwudziestym wieku, niemal od samego początku aż do lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych. To ledwie pół wieku, ale zmiany na świecie są drastyczne. I również atmosfera w książce jest dynamiczna, zależna od okresu o którym opowiada. Zwalnia tempo, staje się sielanką na początku, by potem gwałtownie przejść w zimną, brudną wojnę wyniszczającą kraj i naród. Myślę, że to jest ten najważniejszy składnik Ósmego życia. Taki ukryty szczegół, który się czuje czytając, ale nie myśli o nim, bo przychodzi do czytelnika w sposób naturalny.

Ósme życie to aktualnie moja ulubiona powieść tego roku. Nic jeszcze nie dało rady przebić głębi i piękna historii, jaką opowiedziała w pierwszym tomie autorka. Bardzo ciężko odkładało mi się ją na półkę, a z każdą kolejną przeczytaną stroną żałowałam, że nie czeka na mnie kolejne czterysta czy więcej. Uważam, że potrzeba więcej takich książek. Poruszających, wzruszających, nie wiem, brak mi przymiotnika idealnie pasującego do tego co czuję. Nino Haratischwili w niezwykły sposób przywróciła do życia czasy dwudziestego wieku, tak bliskiego a równocześnie niezrozumianego przez współczesne pokolenia.
Polecam gorąco, z całego mojego huncwockiego serduszka.